uszyty na Oscara oraz pod nabożne cmokanie cmokierów, z mętną filozofią rzekomego "upadku świata" eksplikowaną w filmie za pomocą wstrząsających monologów o "młodzieży ufarbowanej na zielono" , czy też o "bestialskich mordach"... Jakaż przenikliwość historiozoficzna! A kiedy to w przeszłości , czy tej dalekiej, czy tej bliższej - zwłaszcza tej, bo w domyśle przywoływanej jako "ta lepsza" - nie urywano sobie łbów z upodobaniem. Otóż mordowano się zawsze w Ameryce ( żeby tylko przy niej zostać) jeszcze bardziej okrutnie, masowo i bez sensu - zarówno w latach trzydziestych ( Chicago ) i powojennych ( mafia - brutalna przemoc na ulicach z powodu Wietnamu i nierówności rasowych - zabójstwa polityczne -- drug trafficking) ...Dzisiejsze czasy to okres relatywnie największego bezpieczeństwa i pokoju publicznego.. A pomalowane na zielono dzieciaki?? Mój boże , jak małostkową mendą trzeba być, żeby robić z tego problem. Od czego są dzieciaki?? Jest to raczej wskazówka o braku prawdziwych problemów. Upada więc mozolnie klecona teza filmu i jego racja bytu. Ostatni raz , po Fargo (film oparty na podobnie wątpliwych "rozpoznaniach społecznych") , dałem się nabrać na gluty braci Coen.